Nikt tu raczej nie zagląda, ale jeśli jednak, to założyłem nowego bloga.
http://nowybohater.blogspot.com/
Naruto - Nowa historia.
poniedziałek, 9 lutego 2015
wtorek, 24 grudnia 2013
Rozdział 2
ZANIM PRZECZYTASZ!
Nie pisałem nic od 8 miesięcy, dlatego pewnie nikt z was nie pamięta mojego opowiadania. Wyślę powiadomienia do tych osób, które komentowały ostatnie rozdziały, jednakże wszystkim zalecam przeczytanie prologu i rozdziału pierwszego znajdujących się na moim blogu.
Co więcej hmmmm... jak już wiecie nie pisałem 8 miesięcy, dlatego ten rozdział może być słabszy, krótszy itd. od poprzednich, ale spokojnie. Rozkręcam się.
Dziękujcie Mikołajowi za to że obdarzył mnie weną i napisałem wczoraj dla was rozdzialik. :>
A teraz czytajcie sobie. :>
______________________________________________________________
W poprzednim rozdziale.
Dzisiejszy dzień w wiosce liścia bym nad wyraz słoneczny. Na niebie można było dopatrzeć się tylko pojedynczych obłoczków. W Konosze ludzie pracowali prężnie już od świtu. Kiedy wybiła godzina 10:00, dwójka Jouninów wybrała się do władcy wioski. W gabinecie czekał na nich Hokage.
Kiedy Kakashi i Anko stali przed drzwiami gabinetu, przez moment oboje zawahali się. Jednak dziewczyna jako pierwsza przełamała się i łapiąc chłopaka za rękę powiedziała:
- Razem sobie z tym poradzimy.
-… Masz racje. – Kakashi ścisnął dłoń dziewczyny i oboje weszli do gabinetu…
Od ostatnich wydarzeń minęło 6 lat. W Wiosce Liścia nie było już śladów po ataku lisa. Osada prężnie rozwijała się dzięki rządom Hiruzena oraz była dobrze chroniona dzięki działaniom Anbu Korzenia. Życie w wiosce płynęło spokojnie, a o wydarzeniach sprzed sześciu lat nie pamiętał już prawie nikt. Przypominali sobie o tym dopiero gdy na ulicy widzieli małego blondyna. Nie zdarzało się to jednak często, gdyż chłopak do perfekcji opanował sztukę przemykania bocznymi uliczkami oraz kamuflowania swojego wyglądu. Z tego też powodu jako element swojego ubioru często wybierał bluzy z kapturem pod którym mógł się ukryć.
Jak na swój wiek mały blondyn był bardzo inteligentny. Opanował już podstawy sztuki shinobii, gdyż miał dostęp do domowej biblioteczki jego ojca – Kakashiego Hatake.
Naruto Hatake – syn Kakashiego i Anko był największym smakoszem ramen w wiosce, niestety jego matka nienawidziła tej potrawy, dlatego musiała pogodzić się z tym, że chłopak wydawał majątek w budce z tą potrawą.
Chłopiec dużo czasu spędzał w samotności, gdyż jego rodzice często chodzili na misje. Nie przeszkadzało mu to jednak, gdyż uwielbiał zwiedzać okolice wioski, a szczególnie upodobał sobie odwiedzanie wszelkich ruin znajdujących się dookoła niej. Na co dzień ubierał się on w granatowe spodnie oraz pomarańczową koszulkę z emblematem Konohy na klatce piersiowej oraz znakiem Wioski Wiru na plecach.
Blondyn na swoje 6 urodziny otrzymał od ojca krótki miecz o czarnej rękojeści oraz pochwie. Nosi go tylko na treningi oraz na swoje samotne wyprawy. Pomimo tego, że Naruto opanował już materiał, który spokojnie pozwoliłby mu na zdobycie tytułu Genina, nie uczęszczał jeszcze do akademii ninja.
Pomimo tego, że jego ojciec złożył podanie o przyjęcie chłopca do szkoły, starszyzna nie wyraziła na to zgody. Wszystko przez to, że miał w sobie zapieczętowanego Lisa o dziewięciu ogonach.
Ten dzień był podobny do wielu innych.
Sześcioletni Naruto obudził się gdy tylko słońce zaczęło doskwierać mu, posyłając swoje promienie na jego oczy. Po kilku minutach leżenia w łóżku postanowił podnieść się i przywitać z rodzicami.
Po obejściu całego domu okazało się, że Kakashiego i Anko w nim nie ma.
- (Naruto w myślach) – Pewnie gdzieś wyszli, albo są na misji.
Po chwili brzuch blondyna wydał charakterystyczny dźwięk, co przypomniało mu o śniadaniu. Udał się więc do lodówki, gdzie ku jego zaskoczeniu znalazł talerz pełen kanapek oraz kartkę z wiadomością od Anko.
„Drogi Naruto
W nocy Hokage wezwał nas na ważną misję. Nie będzie nas przez kilka dni. Ciocia Kurenai będzie gotować ci obiady, tylko musisz być u niej codziennie. Myj się, jedz śniadania i kolacje, myj zęby, nie oddalaj się za bardzo od domu, nie spóźniaj się i uważaj na ulicach. Po zmroku masz siedzieć w domu.
Kocham Cię Anko.”
Naruto przeczytał szybko list, a widząc ostatnie słowa uśmiechnął się i poczuł w swoim ciele przyjemne ciepło.
- Skoro tak, to jak najszybciej idę na poszukiwania Dattebayo!
Naruto bardzo szybko zjadł śniadanie, wykąpał się i ubrał się w swój strój w którym chodzi na odkrywanie ruin oraz treningi.
Na plecy zarzucił katane, a do nogi przywiązał kaburę z bronią oraz przyrządami ninja. Na plecy zarzucił torbę w której miał linę, latarkę, wodę, kanapki zwój wraz z atramentem oraz mapę wioski i okolic z zaznaczonymi punktami które już odwiedził oraz takimi, które dopiero ma zamiar sprawdzić.
Blondyn czym prędzej opuścił swój dom i ruszył w kierunku zachodniej bramy wioski. Zaraz po wejściu na ulicę zarzucił na głowę swój kaptur i niezauważenie dla przypadkowych przechodniów ruszył w kierunku wyjścia z wioski.
Po kilkunastu minutach przemierzał już lasy sąsiadujące z Wioską Ukrytą w Liściach. Dokładnie wiedział gdzie się kierować, gdyż już dawno upatrzył sobie miejsce swojej wyprawy i w szybkim tempie ruszył przed siebie. Skakanie po drzewach nie było dla niego problemem, gdyż ojciec nauczył go już chodzenia po nich przy użyciu chakry. Po około 15 minutach był już u kresu swojej wędrówki.
Stanął na sporej polanie, porośniętej przez trawę, kolorowe kwiaty, gdzieniegdzie przez niewielkie krzewy. Po jej środku stał budynek. Wyglądał na zniszczony. Zbudowany był z jasnego kamienia, teraz brudnego i porośniętego mchem oraz z drewna, które lata świetności miało już za sobą. Dach pokryty był wyblakłymi, popękanymi dachówkami.
Nad wejściem wisiała średniej wielkości tablica ze znakiem Wioski Wiru.
- (Naruto w myślach)To już trzecie miejsce z tym znakiem. Nic dziwnego, przecież Konohagakure i Uzushiogakure były kiedyś w mocnym sojuszu. Ciekawe czy znajdę tu coś ciekawego, bo w poprzednich nie było nic…
Chłopak po wcześniejszym upewnieniu się że miejsce to jest bezpieczne, ruszył spokojnym krokiem, jednoczenie wyczulając zmysły, do środka.
Po wejściu okazało się, że latarka nie będzie mu potrzebna, gdyż w dachu była sporej wielkości dziura, przez którą promienie słoneczne wpadały do środka.
Wnętrze było w podobnym stanie co zewnętrzna część budynku. Wzrok chłopaka od razu powędrował na ścianę leżącą naprzeciwko wejścia. Wisiała na niej jedynie maska.
Nie był to zwykły przedmiot. Kształtem przypominała ona maskę której używa ANBU, jednak materiał z jakiej została wykonana był całkowicie inny.
Była koloru fioletowego z różnymi przebłyskami innych odcieni. Oświetlające ją promienie nadawały jej tylko uroku. Prawdopodobnie była wykonana z jakiegoś kryształu (zdradzę, że to ametyst, tylko nikomu nie mówcie :>), jednak Naruto nie mógł tego określić, gdyż po prostu nie miał o tym bladego pojęcia.
Powoli podszedł do ściany z maską. Trochę dziwiło go to, że pomieszczenie jest puste, nie było w nim dosłownie nic, poza liśćmi oraz szczątkami dachówek z dziury w dachu.
Ostrożnie wziął przedmiot w swoje dłonie. Teraz mając ją w rękach czuł jej spory ciężar oraz z bliska mógł ujrzeć jej piękno. Na czole po zewnętrznej stronie ujrzał wyryty znak Wioski Wiru.
Chwilę przyglądaj się jej, jednak coś podpowiadało mu, żeby założyć ją na twarz. Nie czując zagrożenia ze strony zwykłego przedmiotu pewnym ruchem przyłożył ją do swojej głowy.
W momencie zetknięcia maski ze skórą chłopca, przedmiot zalśnił dziwnym blaskiem, a świat w oczach chłopca zawirował. Nie zdążył nic zrobić, gdyż upadł na ziemię tracąc przytomność.
Obudził się w całkowicie innym miejscu. Nie widział nic prócz swojego ciała unoszącego się w ciemnej pustce…
______________________________________________________
Koooooniec.
Nie wiem jak to wyszło. Oceńcie sami i zostawcie komentarz. Będę powiadamiał wszystkich komentujących. :)
Nie pisałem nic od 8 miesięcy, dlatego pewnie nikt z was nie pamięta mojego opowiadania. Wyślę powiadomienia do tych osób, które komentowały ostatnie rozdziały, jednakże wszystkim zalecam przeczytanie prologu i rozdziału pierwszego znajdujących się na moim blogu.
Co więcej hmmmm... jak już wiecie nie pisałem 8 miesięcy, dlatego ten rozdział może być słabszy, krótszy itd. od poprzednich, ale spokojnie. Rozkręcam się.
Dziękujcie Mikołajowi za to że obdarzył mnie weną i napisałem wczoraj dla was rozdzialik. :>
A teraz czytajcie sobie. :>
______________________________________________________________
W poprzednim rozdziale.
Dzisiejszy dzień w wiosce liścia bym nad wyraz słoneczny. Na niebie można było dopatrzeć się tylko pojedynczych obłoczków. W Konosze ludzie pracowali prężnie już od świtu. Kiedy wybiła godzina 10:00, dwójka Jouninów wybrała się do władcy wioski. W gabinecie czekał na nich Hokage.
Kiedy Kakashi i Anko stali przed drzwiami gabinetu, przez moment oboje zawahali się. Jednak dziewczyna jako pierwsza przełamała się i łapiąc chłopaka za rękę powiedziała:
- Razem sobie z tym poradzimy.
-… Masz racje. – Kakashi ścisnął dłoń dziewczyny i oboje weszli do gabinetu…
Od ostatnich wydarzeń minęło 6 lat. W Wiosce Liścia nie było już śladów po ataku lisa. Osada prężnie rozwijała się dzięki rządom Hiruzena oraz była dobrze chroniona dzięki działaniom Anbu Korzenia. Życie w wiosce płynęło spokojnie, a o wydarzeniach sprzed sześciu lat nie pamiętał już prawie nikt. Przypominali sobie o tym dopiero gdy na ulicy widzieli małego blondyna. Nie zdarzało się to jednak często, gdyż chłopak do perfekcji opanował sztukę przemykania bocznymi uliczkami oraz kamuflowania swojego wyglądu. Z tego też powodu jako element swojego ubioru często wybierał bluzy z kapturem pod którym mógł się ukryć.
Jak na swój wiek mały blondyn był bardzo inteligentny. Opanował już podstawy sztuki shinobii, gdyż miał dostęp do domowej biblioteczki jego ojca – Kakashiego Hatake.
Naruto Hatake – syn Kakashiego i Anko był największym smakoszem ramen w wiosce, niestety jego matka nienawidziła tej potrawy, dlatego musiała pogodzić się z tym, że chłopak wydawał majątek w budce z tą potrawą.
Chłopiec dużo czasu spędzał w samotności, gdyż jego rodzice często chodzili na misje. Nie przeszkadzało mu to jednak, gdyż uwielbiał zwiedzać okolice wioski, a szczególnie upodobał sobie odwiedzanie wszelkich ruin znajdujących się dookoła niej. Na co dzień ubierał się on w granatowe spodnie oraz pomarańczową koszulkę z emblematem Konohy na klatce piersiowej oraz znakiem Wioski Wiru na plecach.
Blondyn na swoje 6 urodziny otrzymał od ojca krótki miecz o czarnej rękojeści oraz pochwie. Nosi go tylko na treningi oraz na swoje samotne wyprawy. Pomimo tego, że Naruto opanował już materiał, który spokojnie pozwoliłby mu na zdobycie tytułu Genina, nie uczęszczał jeszcze do akademii ninja.
Pomimo tego, że jego ojciec złożył podanie o przyjęcie chłopca do szkoły, starszyzna nie wyraziła na to zgody. Wszystko przez to, że miał w sobie zapieczętowanego Lisa o dziewięciu ogonach.
Ten dzień był podobny do wielu innych.
Sześcioletni Naruto obudził się gdy tylko słońce zaczęło doskwierać mu, posyłając swoje promienie na jego oczy. Po kilku minutach leżenia w łóżku postanowił podnieść się i przywitać z rodzicami.
Po obejściu całego domu okazało się, że Kakashiego i Anko w nim nie ma.
- (Naruto w myślach) – Pewnie gdzieś wyszli, albo są na misji.
Po chwili brzuch blondyna wydał charakterystyczny dźwięk, co przypomniało mu o śniadaniu. Udał się więc do lodówki, gdzie ku jego zaskoczeniu znalazł talerz pełen kanapek oraz kartkę z wiadomością od Anko.
„Drogi Naruto
W nocy Hokage wezwał nas na ważną misję. Nie będzie nas przez kilka dni. Ciocia Kurenai będzie gotować ci obiady, tylko musisz być u niej codziennie. Myj się, jedz śniadania i kolacje, myj zęby, nie oddalaj się za bardzo od domu, nie spóźniaj się i uważaj na ulicach. Po zmroku masz siedzieć w domu.
Kocham Cię Anko.”
Naruto przeczytał szybko list, a widząc ostatnie słowa uśmiechnął się i poczuł w swoim ciele przyjemne ciepło.
- Skoro tak, to jak najszybciej idę na poszukiwania Dattebayo!
Naruto bardzo szybko zjadł śniadanie, wykąpał się i ubrał się w swój strój w którym chodzi na odkrywanie ruin oraz treningi.
Na plecy zarzucił katane, a do nogi przywiązał kaburę z bronią oraz przyrządami ninja. Na plecy zarzucił torbę w której miał linę, latarkę, wodę, kanapki zwój wraz z atramentem oraz mapę wioski i okolic z zaznaczonymi punktami które już odwiedził oraz takimi, które dopiero ma zamiar sprawdzić.
Blondyn czym prędzej opuścił swój dom i ruszył w kierunku zachodniej bramy wioski. Zaraz po wejściu na ulicę zarzucił na głowę swój kaptur i niezauważenie dla przypadkowych przechodniów ruszył w kierunku wyjścia z wioski.
Po kilkunastu minutach przemierzał już lasy sąsiadujące z Wioską Ukrytą w Liściach. Dokładnie wiedział gdzie się kierować, gdyż już dawno upatrzył sobie miejsce swojej wyprawy i w szybkim tempie ruszył przed siebie. Skakanie po drzewach nie było dla niego problemem, gdyż ojciec nauczył go już chodzenia po nich przy użyciu chakry. Po około 15 minutach był już u kresu swojej wędrówki.
Stanął na sporej polanie, porośniętej przez trawę, kolorowe kwiaty, gdzieniegdzie przez niewielkie krzewy. Po jej środku stał budynek. Wyglądał na zniszczony. Zbudowany był z jasnego kamienia, teraz brudnego i porośniętego mchem oraz z drewna, które lata świetności miało już za sobą. Dach pokryty był wyblakłymi, popękanymi dachówkami.
Nad wejściem wisiała średniej wielkości tablica ze znakiem Wioski Wiru.
- (Naruto w myślach)To już trzecie miejsce z tym znakiem. Nic dziwnego, przecież Konohagakure i Uzushiogakure były kiedyś w mocnym sojuszu. Ciekawe czy znajdę tu coś ciekawego, bo w poprzednich nie było nic…
Chłopak po wcześniejszym upewnieniu się że miejsce to jest bezpieczne, ruszył spokojnym krokiem, jednoczenie wyczulając zmysły, do środka.
Po wejściu okazało się, że latarka nie będzie mu potrzebna, gdyż w dachu była sporej wielkości dziura, przez którą promienie słoneczne wpadały do środka.
Wnętrze było w podobnym stanie co zewnętrzna część budynku. Wzrok chłopaka od razu powędrował na ścianę leżącą naprzeciwko wejścia. Wisiała na niej jedynie maska.
Nie był to zwykły przedmiot. Kształtem przypominała ona maskę której używa ANBU, jednak materiał z jakiej została wykonana był całkowicie inny.
Była koloru fioletowego z różnymi przebłyskami innych odcieni. Oświetlające ją promienie nadawały jej tylko uroku. Prawdopodobnie była wykonana z jakiegoś kryształu (zdradzę, że to ametyst, tylko nikomu nie mówcie :>), jednak Naruto nie mógł tego określić, gdyż po prostu nie miał o tym bladego pojęcia.
Powoli podszedł do ściany z maską. Trochę dziwiło go to, że pomieszczenie jest puste, nie było w nim dosłownie nic, poza liśćmi oraz szczątkami dachówek z dziury w dachu.
Ostrożnie wziął przedmiot w swoje dłonie. Teraz mając ją w rękach czuł jej spory ciężar oraz z bliska mógł ujrzeć jej piękno. Na czole po zewnętrznej stronie ujrzał wyryty znak Wioski Wiru.
Chwilę przyglądaj się jej, jednak coś podpowiadało mu, żeby założyć ją na twarz. Nie czując zagrożenia ze strony zwykłego przedmiotu pewnym ruchem przyłożył ją do swojej głowy.
W momencie zetknięcia maski ze skórą chłopca, przedmiot zalśnił dziwnym blaskiem, a świat w oczach chłopca zawirował. Nie zdążył nic zrobić, gdyż upadł na ziemię tracąc przytomność.
Obudził się w całkowicie innym miejscu. Nie widział nic prócz swojego ciała unoszącego się w ciemnej pustce…
______________________________________________________
Koooooniec.
Nie wiem jak to wyszło. Oceńcie sami i zostawcie komentarz. Będę powiadamiał wszystkich komentujących. :)
piątek, 12 kwietnia 2013
Anko wraz z Kakashim udali się w kierunku wyznaczonym przez Hatake. Po
około 15 minutach dwójka shinobii dotarła pod bramę średniej wielkości
domu. Budynek z zewnątrz przypominał większość domów znajdujących się w
Konoha, jednak wyróżniał się tym, że stał na uboczu wioski w bliskim
sąsiedztwie lasu.
Z zewnątrz wydawał się być zaniedbany. Trawa dookoła niego była wysoka i miejscami pożółkła, tynk na ścianach był brudny, a na jego powierzchni widoczne były ubytki i pęknięcia, w oknach zaś wisiały brudne firanki.
- Nie żartowałeś mówiąc, że jest zaniedbany…
- Po śmierci ojca nie odwiedzałem tego miejsca.
- Rozumiem. To musi być dla ciebie trudne, powrócić tu po tylu latach.
- Nie. Nie jest tak. Kiedyś tego nie rozumiałem, jednak teraz wiem, że to co zrobił mój ojciec było czynem bohaterskim i jestem z niego dumny. – odpowiedział Kakashi.
- Wejdźmy do środka.
- Jak sobie życzysz.
Dwoje młodych ninja podeszło do furtki znajdującej się przed domu, a gdy tylko Kakashi pchnął aby ją otworzyć, zawiasy wydały z siebie przeraźliwy dźwięk.
Nie przestraszył on jednak przyszłych opiekunów, którzy bez zastanowienia ruszyli wybrukowaną ścieżką do drzwi.
Po kilku chwilach oboje znaleźli się w środku budynku. Wnętrze było zakurzone, brudne oraz wywoływało wrażenie ponurego.
- Czeka nas mnóstwo pracy…
- Masz racje, ale myślę, że gdy już skończymy będzie to śliczny dom.
- Tak. Jeżeli chcemy zdążyć, musimy zrobić to jak najszybciej.
- W takim razie, nie ma na co czekać. Zacznijmy już teraz. – Powiedziała ochoczo Anko.
- Już piętnasta nie zdążymy za wiele zrobić. Poza tym nie wziąłem sobie mojej nowej książki do czytania przez twój pośpiech…
- O nie, nie, nie. Masz szlaban na czytanie do odwołania!
- Ale!
- Żadnych ale. A teraz bierz się za koszenie trawy przed domem, a ja zajmę się środkiem.
- Przecież nie mamy kosiarki. Czym ją skoszę?
- Nie wiem. Jesteś facetem coś wymyślisz, a teraz… Jazda! – krzyknęła wypychając chłopaka za drzwi.
Jak to miała w zwyczaju, użyła do tego trochę za dużo siły. Siwowłosy wyleciał przez drzwi i z hukiem uderzył ścieżkę wyłożoną kamieniami.
Po krótkiej chwili, gdy Kakashi zdążył już się podnieść i otrzepać, stanął przed trawnikiem i zaczął mówić do siebie:
- W co ja się wkopałem… Przecież ona jest taka sama jak Kushina-san. I jak skosić trawnik bez kosiarki…
Po kilkunastu sekundach namysłu, Kakashi wyjął z kabury pięć shurikenów, które rzucił w kierunku trawy następnie złożył błyskawicznie potrzebne pieczęcie i krzyknął:
- Shuriken Kage Bunshin no Jutsu!
A w ułamku sekundy chmura ostrych jak brzytwa czteroramiennych gwiazdek, ścięła cała trawę i powbijała się w płot.
- No to jedno mamy z głowy, ciekawe jak sobie radzi… (!)
Syn Białego Kła nie dokończył swojej wypowiedzi, gdyż oberwał workiem wypełnionym różnymi śmieciami.
Jak się okazało wyleciał on przez otwarte przez Anko okno.
- Co z ciebie za ninja? Nawet zwykłego worka złapać nie potrafisz?
Gdy Kaszalot wygramolił się spod śmieci, powiedział.
- Coś ty tam napchała? To waży chyba z tonę!
- Przesadzasz. Lepiej wynieś go na śmietnik i chodź po kolejny.
Sprzątanie dwójce Jouninów zajęło cała noc, a na koniec zasnęli oni obok siebie na kanapie. Nie wiedzieli oni jednak, że przez całą noc ich postępy sprawdzał jeden z Sanninów.
W wiosce liścia ptaki swoim śpiewem zwiastowały początek dnia. Słońce wychylało się już zza horyzontu. Część ludzi nie marnując cennego czasu ruszyła już do pracy przy odbudowie zniszczeń. W gabinecie władcy wioski znajdował się białowłosy mężczyzna z charakterystycznym zwojem na plecach. Prowadził on rozmowę z wypełniającym dokumenty i palącym fajkę jednocześnie Hiruzenem Sarutobim.
- Obserwowałem ich przez noc i widać, że wzięli to sobie na poważnie.
- Mów jaśniej Jirayia. Dobrze wiesz, że nie mam czasu na zgadywanki.
- Do rana sprzątali stary dom należący do Sakumo.
- To świetnie. Myślę, że dobrze zrobiliśmy dając im opiekować się tym chłopcem.
- Masz rację Sensei, jedynie jedna rzecz nie daje mi spokoju…
- Mianowice?
- Chodzi mi o to, kiedy powiemy mu, że nie jest synem Kakashiego i Anko?
- Cóż… Uważam, że moment ukończenia przez niego akademii będzie najlepszy.
- Niech zatem tak będzie. Gdy już skończy akademie, Chciałbym zostać jego nauczycielem.
- Chcesz dostać drużynę?
- Nie, jego chce uczyć indywidualnie…
Tymczasem w świeżo wysprzątanym domu, smacznie spała dwójka shinobii. Dziewczyna obejmowała chłopaka w talii, a jej głowa spoczywała na jego ramieniu. Chłopak natomiast obejmował ją swoim ramieniem i opierał swoją głowę o jej. W pewnym momencie promienie słońca padły na ich twarze, co mimowolnie zmusiło ich do otwarcia oczu.
Anko, gdy tylko zorientowała się w jakiej znajdują się pozycji, momentalnie na jej twarzy pojawił się rumieniec, a on sama odskoczyła jak poparzona od Kakashiego.
- Co ty sobie wyobrażasz!!! To, że będziemy razem mieszkać nie znaczy, że możesz się do mnie dobierać zboczeńcu!
- Ale, to ty mnie… - Kakashiemu nie było dane dokończyć swojej wypowiedzi, gdyż Anko z całą swoją siłą posłała go na podłogę jednym uderzeniem.
- Niech to będzie naucza! – Obracając się na pięcie udała się do łazienki.
- Kobiety…
-Słyszałam!
Gdy zażegnali już poranny spór, wspólnie usiedli na kanapie i na arkuszu papieru zaczęli robić listę rzeczy, które muszą naprawić lub wymienić w domu.
- Czyli musimy kupić farbę, szybę do jednego okna, naprawić furtkę i kupić kosiarkę.
- Meble możemy wziąć z naszych starych mieszkań, więc na tym zaoszczędzimy. Trzeba tylko będzie urządzić pokój dla Naruto.
- Pogadam z Panem Jirayią, to może nam w tym pomoże.
- Czy ktoś mnie wzywał? – powiedział stojący do tej pory w oknie i przysłuchujący się rozmowie Sannin.
- Jirayia-sama!
- We własnej osobie.
Białowłosy wskoczył przez okno do mieszkania i usiadł naprzeciwko przyszłych opiekunów dla Syna Czwartego Hokage.
- Co do tego pokoju, to wam z wybieraniem za wiele nie pomogę, ale za to zostawię wam trochę pieniędzy. Muszę udać się w podróż, aby zdobyć trochę nowych informacji.
- Kiedy pan wyrusza?
- Jutro o świcie. Z tego co widzę, to ładnie się tu urządziliście. Jeszcze trochę pracy i sam bym mógł się tu wprowadzić.
- Nie ma nawet mowy, zboku! – krzyknęła Anko, wskazując na Sannina.
- Dobra, dobra. Macie tu pieniądze. - Mówiąc to położył na bracie małego stolika czek, na sporą sumę.
- Ale, to bardzo dużo pieniędzy…! – powiedział Kakashi.
- Nie martw się. Przyda wam się, dzieci wyciągną z was wszystko co macie.
- Dziecko. – poprawiła go Anko, znacznie akcentując to słowo.
- Poczekamy, zobaczymy gołąbeczki. Uciekam, do zobaczenia. – Po tych słowach zniknął w kłębie białego dymu, zanim Anko zdążyła go dopaść.
- Głupi, stary zboczeniec.
- Nie zapominaj, że bardzo nam pomaga.
- Co nie zmienia faktu, że jej głupi.
- Ehhh…
- A co, ty też masz z tym jakiś problem?! – powiedziała groźnie dziewczyna.
- Nie nic z tych rzeczy. To co, ja zajmę się farbami, szybą, kosiarką i furtką, a ty pokojem dla małego. – szybko zmienił temat Kakashi.
- Niech ci będzie…
Para przyszłych opiekunów przez najbliższe dwa dni zrobiła wszystko, aby doprowadzić dom do jak najlepszego stanu. Ochoczo pomogli im w tym ich przyjaciele. Dziewczyny w składzie Anko, Kurenai, Mikoto oraz Yugao wydawały polecenia chłopakom. O dziwo, Kakashi, Fugaku, Gai i Asuma bez zbędnego marudzenia robili to co kazały kobiety.
Konoha-gakure. Tydzień po otrzymaniu propozycji od Hokage.
Dzisiejszy dzień w wiosce liścia bym nad wyraz słoneczny. Na niebie można było dopatrzeć się tylko pojedynczych obłoczków. W Konosze ludzie pracowali prężnie już od świtu. Kiedy wybiła godzina 10:00, dwójka Jouninów wybrała się do władcy wioski. W gabinecie czekał na nich Hokage.
Kiedy Kakashi i Anko stali przed drzwiami gabinetu, przez Moment oboje zawahali się. Jednak dziewczyna jako pierwsza przełamała się i łapiąc chłopaka za rękę powiedziała:
- Razem sobie z tym poradzimy.
-… Masz racje. – Kakashi ścisnął dłoń dziewczyny i oboje weszli do gabinetu…
_______________________________________________________________
Cóż, nie sądziłem, że tylu osobom przypadnie do gustu prolog, jednakże nic to nie zmieniło.
Myślałem, że wstawienie go tu coś zmieni i pozwoli mi się przełamać, gdyż od kilku miesięcy nic dobrego nie mogę napisać.
Mam teraz nawał obowiązków, problemy zdrowotne do tego dochodzi szkoła, dlatego też w najbliższym czasie nie pojawi żaden rozdział. Ani ścieżki pokoju, ani tego opowiadania.
Po prostu ZAWIESZAM PISANIE.
Na ile? Sam tego nie wiem. Jeżeli mnie najdzie, to jutro rzucam wszystko i biorę się za pisanie, a jeżeli nie będę miał natchnienia, to może minąć nawet i pół roku. Nie mam zamiaru pisać nic na siłę, gdyż jest to po prostu męczące.
Także pozostaje mi podziękować za czytanie. jeżeli cokolwiek się zmieni, to wszystkich powiadomię.
Pozdrawiam.
Z zewnątrz wydawał się być zaniedbany. Trawa dookoła niego była wysoka i miejscami pożółkła, tynk na ścianach był brudny, a na jego powierzchni widoczne były ubytki i pęknięcia, w oknach zaś wisiały brudne firanki.
- Nie żartowałeś mówiąc, że jest zaniedbany…
- Po śmierci ojca nie odwiedzałem tego miejsca.
- Rozumiem. To musi być dla ciebie trudne, powrócić tu po tylu latach.
- Nie. Nie jest tak. Kiedyś tego nie rozumiałem, jednak teraz wiem, że to co zrobił mój ojciec było czynem bohaterskim i jestem z niego dumny. – odpowiedział Kakashi.
- Wejdźmy do środka.
- Jak sobie życzysz.
Dwoje młodych ninja podeszło do furtki znajdującej się przed domu, a gdy tylko Kakashi pchnął aby ją otworzyć, zawiasy wydały z siebie przeraźliwy dźwięk.
Nie przestraszył on jednak przyszłych opiekunów, którzy bez zastanowienia ruszyli wybrukowaną ścieżką do drzwi.
Po kilku chwilach oboje znaleźli się w środku budynku. Wnętrze było zakurzone, brudne oraz wywoływało wrażenie ponurego.
- Czeka nas mnóstwo pracy…
- Masz racje, ale myślę, że gdy już skończymy będzie to śliczny dom.
- Tak. Jeżeli chcemy zdążyć, musimy zrobić to jak najszybciej.
- W takim razie, nie ma na co czekać. Zacznijmy już teraz. – Powiedziała ochoczo Anko.
- Już piętnasta nie zdążymy za wiele zrobić. Poza tym nie wziąłem sobie mojej nowej książki do czytania przez twój pośpiech…
- O nie, nie, nie. Masz szlaban na czytanie do odwołania!
- Ale!
- Żadnych ale. A teraz bierz się za koszenie trawy przed domem, a ja zajmę się środkiem.
- Przecież nie mamy kosiarki. Czym ją skoszę?
- Nie wiem. Jesteś facetem coś wymyślisz, a teraz… Jazda! – krzyknęła wypychając chłopaka za drzwi.
Jak to miała w zwyczaju, użyła do tego trochę za dużo siły. Siwowłosy wyleciał przez drzwi i z hukiem uderzył ścieżkę wyłożoną kamieniami.
Po krótkiej chwili, gdy Kakashi zdążył już się podnieść i otrzepać, stanął przed trawnikiem i zaczął mówić do siebie:
- W co ja się wkopałem… Przecież ona jest taka sama jak Kushina-san. I jak skosić trawnik bez kosiarki…
Po kilkunastu sekundach namysłu, Kakashi wyjął z kabury pięć shurikenów, które rzucił w kierunku trawy następnie złożył błyskawicznie potrzebne pieczęcie i krzyknął:
- Shuriken Kage Bunshin no Jutsu!
A w ułamku sekundy chmura ostrych jak brzytwa czteroramiennych gwiazdek, ścięła cała trawę i powbijała się w płot.
- No to jedno mamy z głowy, ciekawe jak sobie radzi… (!)
Syn Białego Kła nie dokończył swojej wypowiedzi, gdyż oberwał workiem wypełnionym różnymi śmieciami.
Jak się okazało wyleciał on przez otwarte przez Anko okno.
- Co z ciebie za ninja? Nawet zwykłego worka złapać nie potrafisz?
Gdy Kaszalot wygramolił się spod śmieci, powiedział.
- Coś ty tam napchała? To waży chyba z tonę!
- Przesadzasz. Lepiej wynieś go na śmietnik i chodź po kolejny.
Sprzątanie dwójce Jouninów zajęło cała noc, a na koniec zasnęli oni obok siebie na kanapie. Nie wiedzieli oni jednak, że przez całą noc ich postępy sprawdzał jeden z Sanninów.
W wiosce liścia ptaki swoim śpiewem zwiastowały początek dnia. Słońce wychylało się już zza horyzontu. Część ludzi nie marnując cennego czasu ruszyła już do pracy przy odbudowie zniszczeń. W gabinecie władcy wioski znajdował się białowłosy mężczyzna z charakterystycznym zwojem na plecach. Prowadził on rozmowę z wypełniającym dokumenty i palącym fajkę jednocześnie Hiruzenem Sarutobim.
- Obserwowałem ich przez noc i widać, że wzięli to sobie na poważnie.
- Mów jaśniej Jirayia. Dobrze wiesz, że nie mam czasu na zgadywanki.
- Do rana sprzątali stary dom należący do Sakumo.
- To świetnie. Myślę, że dobrze zrobiliśmy dając im opiekować się tym chłopcem.
- Masz rację Sensei, jedynie jedna rzecz nie daje mi spokoju…
- Mianowice?
- Chodzi mi o to, kiedy powiemy mu, że nie jest synem Kakashiego i Anko?
- Cóż… Uważam, że moment ukończenia przez niego akademii będzie najlepszy.
- Niech zatem tak będzie. Gdy już skończy akademie, Chciałbym zostać jego nauczycielem.
- Chcesz dostać drużynę?
- Nie, jego chce uczyć indywidualnie…
Tymczasem w świeżo wysprzątanym domu, smacznie spała dwójka shinobii. Dziewczyna obejmowała chłopaka w talii, a jej głowa spoczywała na jego ramieniu. Chłopak natomiast obejmował ją swoim ramieniem i opierał swoją głowę o jej. W pewnym momencie promienie słońca padły na ich twarze, co mimowolnie zmusiło ich do otwarcia oczu.
Anko, gdy tylko zorientowała się w jakiej znajdują się pozycji, momentalnie na jej twarzy pojawił się rumieniec, a on sama odskoczyła jak poparzona od Kakashiego.
- Co ty sobie wyobrażasz!!! To, że będziemy razem mieszkać nie znaczy, że możesz się do mnie dobierać zboczeńcu!
- Ale, to ty mnie… - Kakashiemu nie było dane dokończyć swojej wypowiedzi, gdyż Anko z całą swoją siłą posłała go na podłogę jednym uderzeniem.
- Niech to będzie naucza! – Obracając się na pięcie udała się do łazienki.
- Kobiety…
-Słyszałam!
Gdy zażegnali już poranny spór, wspólnie usiedli na kanapie i na arkuszu papieru zaczęli robić listę rzeczy, które muszą naprawić lub wymienić w domu.
- Czyli musimy kupić farbę, szybę do jednego okna, naprawić furtkę i kupić kosiarkę.
- Meble możemy wziąć z naszych starych mieszkań, więc na tym zaoszczędzimy. Trzeba tylko będzie urządzić pokój dla Naruto.
- Pogadam z Panem Jirayią, to może nam w tym pomoże.
- Czy ktoś mnie wzywał? – powiedział stojący do tej pory w oknie i przysłuchujący się rozmowie Sannin.
- Jirayia-sama!
- We własnej osobie.
Białowłosy wskoczył przez okno do mieszkania i usiadł naprzeciwko przyszłych opiekunów dla Syna Czwartego Hokage.
- Co do tego pokoju, to wam z wybieraniem za wiele nie pomogę, ale za to zostawię wam trochę pieniędzy. Muszę udać się w podróż, aby zdobyć trochę nowych informacji.
- Kiedy pan wyrusza?
- Jutro o świcie. Z tego co widzę, to ładnie się tu urządziliście. Jeszcze trochę pracy i sam bym mógł się tu wprowadzić.
- Nie ma nawet mowy, zboku! – krzyknęła Anko, wskazując na Sannina.
- Dobra, dobra. Macie tu pieniądze. - Mówiąc to położył na bracie małego stolika czek, na sporą sumę.
- Ale, to bardzo dużo pieniędzy…! – powiedział Kakashi.
- Nie martw się. Przyda wam się, dzieci wyciągną z was wszystko co macie.
- Dziecko. – poprawiła go Anko, znacznie akcentując to słowo.
- Poczekamy, zobaczymy gołąbeczki. Uciekam, do zobaczenia. – Po tych słowach zniknął w kłębie białego dymu, zanim Anko zdążyła go dopaść.
- Głupi, stary zboczeniec.
- Nie zapominaj, że bardzo nam pomaga.
- Co nie zmienia faktu, że jej głupi.
- Ehhh…
- A co, ty też masz z tym jakiś problem?! – powiedziała groźnie dziewczyna.
- Nie nic z tych rzeczy. To co, ja zajmę się farbami, szybą, kosiarką i furtką, a ty pokojem dla małego. – szybko zmienił temat Kakashi.
- Niech ci będzie…
Para przyszłych opiekunów przez najbliższe dwa dni zrobiła wszystko, aby doprowadzić dom do jak najlepszego stanu. Ochoczo pomogli im w tym ich przyjaciele. Dziewczyny w składzie Anko, Kurenai, Mikoto oraz Yugao wydawały polecenia chłopakom. O dziwo, Kakashi, Fugaku, Gai i Asuma bez zbędnego marudzenia robili to co kazały kobiety.
Konoha-gakure. Tydzień po otrzymaniu propozycji od Hokage.
Dzisiejszy dzień w wiosce liścia bym nad wyraz słoneczny. Na niebie można było dopatrzeć się tylko pojedynczych obłoczków. W Konosze ludzie pracowali prężnie już od świtu. Kiedy wybiła godzina 10:00, dwójka Jouninów wybrała się do władcy wioski. W gabinecie czekał na nich Hokage.
Kiedy Kakashi i Anko stali przed drzwiami gabinetu, przez Moment oboje zawahali się. Jednak dziewczyna jako pierwsza przełamała się i łapiąc chłopaka za rękę powiedziała:
- Razem sobie z tym poradzimy.
-… Masz racje. – Kakashi ścisnął dłoń dziewczyny i oboje weszli do gabinetu…
_______________________________________________________________
Cóż, nie sądziłem, że tylu osobom przypadnie do gustu prolog, jednakże nic to nie zmieniło.
Myślałem, że wstawienie go tu coś zmieni i pozwoli mi się przełamać, gdyż od kilku miesięcy nic dobrego nie mogę napisać.
Mam teraz nawał obowiązków, problemy zdrowotne do tego dochodzi szkoła, dlatego też w najbliższym czasie nie pojawi żaden rozdział. Ani ścieżki pokoju, ani tego opowiadania.
Po prostu ZAWIESZAM PISANIE.
Na ile? Sam tego nie wiem. Jeżeli mnie najdzie, to jutro rzucam wszystko i biorę się za pisanie, a jeżeli nie będę miał natchnienia, to może minąć nawet i pół roku. Nie mam zamiaru pisać nic na siłę, gdyż jest to po prostu męczące.
Także pozostaje mi podziękować za czytanie. jeżeli cokolwiek się zmieni, to wszystkich powiadomię.
Pozdrawiam.
środa, 6 marca 2013
PROLOG.
- Ale Hokage-sama, przecież jestem na to za młody! Nie będę w stanie się nim zaopiekować.
- Spokojnie Kakashi. Jesteś niezwykle dojrzały jak na swój wiek. Do tego Minato był twoim nauczycielem. Tylko ty możesz go wychować na odpowiedniego człowieka.
- Czy naprawdę nikt inny nie może tego zrobić?
- Co by powiedział Minato, gdyby jego syn wychował się w domu dziecka?
-…
- Jednakże zdaje sobie sprawę, że sam sobie nie poradzisz. Dlatego też postanowiłem, że wychowanie nad Naruto pozostawię tobie i Anko.
-Nani?!
- Dobrze słyszałaś. Od dziś macie z Kakashim za zadanie wychować Naruto na świetnego shinobii.
-Ale dlaczego akurat ja i do tego z nim?!
- Wybrałem was z tego powodu, że tak jak i to małe dziecko nie macie rodziców.
Te słowa Trzeciego Hokage zaszokowały obecnych w gabinecie Anko, Kakashiego i siedzącego w milczeniu na oknie Jirayie. Nikt jeszcze nie ochłonął po wczorajszym ataku Kyuubiego na wioskę, w którym swoje życie oddał Czwarty Hokage Wioski Liścia – Minato Namikaze oraz jego żona Kushina Uzumaki-Namikaze.
- Jednak nie jest to jedyny powód. Kakashi, Anko oboje jesteście szanowanymi w wiosce Jouninami, a ty chłopcze po wojnie wyrobiłeś sobie nie małą renomę. Myślę, że wasz szacunek w wiosce może zmniejszyć szanse na szykanowanie tego chłopca za to, co nosi w swojej duszy.
- Zamierzam wam pomóc w wychowaniu chłopaka. – Powiedział milczący do tej pory Sannin tym samym zwracając na siebie uwagę młodych shinobii.
- Ja… -zaczął niepewnie Kakashi – Muszę to przemyśleć.
- Oczywiście. Macie na to tydzień. Do tej pory chłopiec zostanie w szpitalu.
- Hokage-sama, a co z misjami? Przecież nie możemy się nim opiekować i służyć wiosce. –zapytała Anko.
- Będę wam tak je dobierać, że zawsze któreś z was będzie w wiosce.
- W takim razie… za tydzień damy panu odpowiedź.
Po rozmowie z Hokage dwójka Jouninów opuściła gabinet przywódcy Konohy i szli w milczeniu w kierunku Pomnika Bohaterów. Anko jak i Kakashi w swoich głowach próbowali wyobrazić sobie jak miałoby wyglądać ich życie jako opiekunów dla dziecka.
W głębi serca oboje tego chcieli, jednakże bali się, że nie podołają temu zadaniu. Oboje przecież mieli po 16 lat.
Wszyscy znali Anko jako najtwardszą dziewczynę w wiosce. Była ona brutalna i bezlitosna, jej przeszłość powiązana z Orochimaru miała na to wpływ. Sama chciała, by tak ją postrzegano, jednakże zawsze gdy miała wspólną misję z Kakashim lub gdy tylko był w pobliżu, czuła w środku przyjemne ciepło.
Kakashi natomiast był mistrzem w ukrywaniu swoich emocji. Ciężko było go rozgryźć, co jeszcze bardziej nasiliło się po wojnie. Jedyną osoba której bezgranicznie ufał i przy której czuł się swobodnie był jego sensei. Rozumieli się bez słów, jednak teraz jego nauczyciel nie żyje. Kolejna wazna dla niego osoba odeszła. Najpierw ojciec, później Obito, Rin, a teraz jeszcze Minato. Powoli zaczynało go to przerastać, jednak w głębi duszy wiedział, że jedyną osobą którą chce teraz bezgranicznie ochronić był syn jego mistrza. On już znał swoją decyzje na temat opieki nad dzieckiem. Teraz pozostało mu namówić do tego swoją przyjaciółkę.
Kontem oka spojrzał na idącą obok niego kunoichi już od jakiegoś czasu widział w niej nie tylko koleżankę, ale i piękną kobietę. Przeżywał przecież teraz okres w którym jego ciało dojrzewa. Przypominały mu o tym czasem jego męskie instynkty, jednak był dojrzały psychicznie i potrafił nad tym panować.
-Anko? – spróbował zacząć rozmowę z idącą obok dziewczyną.
- Hmm…?
- Co ty o tym wszystkim sądzisz?
- Ale o czym?
- O wychowywaniu Naruto.
- Nie wiem… nie pamiętam swojej rodziny, nigdy nie zaznałam rodzicielskiej miłości, ani nigdy nie miałam nikogo bliskiego. To trudne. A ty Kakashi, pamiętasz swoich rodziców?
- Mama odeszła gdy miałem dwa lata. Ojciec natomiast popełnił samobójstwo po tym jak wioska go odrzuciła…
- Dlaczego odrzuciła?
- Zamiast wypełnić misje postanowił uratować swoich towarzyszy. Wtedy w wiosce panowały inne reguły. Jako dziecko tego nie rozumiałem, jednak ktoś mi kiedyś uświadomił, że ci co nie wypełniają rozkazów to śmiecie, jednak ci którzy zostawiają swoich towarzyszy są od nich gorsi.
- Rozumiem… Wiesz, tak sobie myślę, że… chyba chciałabym poczuć rodzinne ciepło. Chciałabym pokochać to dziecko i wychować jak swoje własne.
- Ja tez tego chce. Jednak żeby to zrobić musielibyśmy razem zamieszkać…
- Nawet mogłabym to przeboleć, jednak jeżeli zbliżysz się choć na krok do mojego pokoju, albo spróbujesz czegoś zboczeńcu, to cię zabije!
- Spokojnie, spokojnie.
- W takim razie… gdzie zamieszkamy?
- Od śmierci mojego ojca nasz dom stoi pusty, a ja sam mieszkam w małym mieszkaniu. Możemy wysprzątać i lekko odnowić ten dom i tam zamieszkać.
- Samemu może sprawić tam to małe problemy.
- Cóż Jirayia-sama obiecał nam pomóc, więc niech się wykaże jako ojciec chrzestny i przygotuje dom dla chrześniaka. – powiedział Kakashi z uśmiechem, który był widoczny jedynie przez przymknięte oko.
- W takim razie chodźmy od razu obejrzeć ten dom! – krzyknęła z entuzjazmem Anko i łapiąc Kopiującego Ninja za rękę pociągnęła go przed siebie.
- Czekaj, to nie w te stronę!
- Spokojnie Kakashi. Jesteś niezwykle dojrzały jak na swój wiek. Do tego Minato był twoim nauczycielem. Tylko ty możesz go wychować na odpowiedniego człowieka.
- Czy naprawdę nikt inny nie może tego zrobić?
- Co by powiedział Minato, gdyby jego syn wychował się w domu dziecka?
-…
- Jednakże zdaje sobie sprawę, że sam sobie nie poradzisz. Dlatego też postanowiłem, że wychowanie nad Naruto pozostawię tobie i Anko.
-Nani?!
- Dobrze słyszałaś. Od dziś macie z Kakashim za zadanie wychować Naruto na świetnego shinobii.
-Ale dlaczego akurat ja i do tego z nim?!
- Wybrałem was z tego powodu, że tak jak i to małe dziecko nie macie rodziców.
Te słowa Trzeciego Hokage zaszokowały obecnych w gabinecie Anko, Kakashiego i siedzącego w milczeniu na oknie Jirayie. Nikt jeszcze nie ochłonął po wczorajszym ataku Kyuubiego na wioskę, w którym swoje życie oddał Czwarty Hokage Wioski Liścia – Minato Namikaze oraz jego żona Kushina Uzumaki-Namikaze.
- Jednak nie jest to jedyny powód. Kakashi, Anko oboje jesteście szanowanymi w wiosce Jouninami, a ty chłopcze po wojnie wyrobiłeś sobie nie małą renomę. Myślę, że wasz szacunek w wiosce może zmniejszyć szanse na szykanowanie tego chłopca za to, co nosi w swojej duszy.
- Zamierzam wam pomóc w wychowaniu chłopaka. – Powiedział milczący do tej pory Sannin tym samym zwracając na siebie uwagę młodych shinobii.
- Ja… -zaczął niepewnie Kakashi – Muszę to przemyśleć.
- Oczywiście. Macie na to tydzień. Do tej pory chłopiec zostanie w szpitalu.
- Hokage-sama, a co z misjami? Przecież nie możemy się nim opiekować i służyć wiosce. –zapytała Anko.
- Będę wam tak je dobierać, że zawsze któreś z was będzie w wiosce.
- W takim razie… za tydzień damy panu odpowiedź.
Po rozmowie z Hokage dwójka Jouninów opuściła gabinet przywódcy Konohy i szli w milczeniu w kierunku Pomnika Bohaterów. Anko jak i Kakashi w swoich głowach próbowali wyobrazić sobie jak miałoby wyglądać ich życie jako opiekunów dla dziecka.
W głębi serca oboje tego chcieli, jednakże bali się, że nie podołają temu zadaniu. Oboje przecież mieli po 16 lat.
Wszyscy znali Anko jako najtwardszą dziewczynę w wiosce. Była ona brutalna i bezlitosna, jej przeszłość powiązana z Orochimaru miała na to wpływ. Sama chciała, by tak ją postrzegano, jednakże zawsze gdy miała wspólną misję z Kakashim lub gdy tylko był w pobliżu, czuła w środku przyjemne ciepło.
Kakashi natomiast był mistrzem w ukrywaniu swoich emocji. Ciężko było go rozgryźć, co jeszcze bardziej nasiliło się po wojnie. Jedyną osoba której bezgranicznie ufał i przy której czuł się swobodnie był jego sensei. Rozumieli się bez słów, jednak teraz jego nauczyciel nie żyje. Kolejna wazna dla niego osoba odeszła. Najpierw ojciec, później Obito, Rin, a teraz jeszcze Minato. Powoli zaczynało go to przerastać, jednak w głębi duszy wiedział, że jedyną osobą którą chce teraz bezgranicznie ochronić był syn jego mistrza. On już znał swoją decyzje na temat opieki nad dzieckiem. Teraz pozostało mu namówić do tego swoją przyjaciółkę.
Kontem oka spojrzał na idącą obok niego kunoichi już od jakiegoś czasu widział w niej nie tylko koleżankę, ale i piękną kobietę. Przeżywał przecież teraz okres w którym jego ciało dojrzewa. Przypominały mu o tym czasem jego męskie instynkty, jednak był dojrzały psychicznie i potrafił nad tym panować.
-Anko? – spróbował zacząć rozmowę z idącą obok dziewczyną.
- Hmm…?
- Co ty o tym wszystkim sądzisz?
- Ale o czym?
- O wychowywaniu Naruto.
- Nie wiem… nie pamiętam swojej rodziny, nigdy nie zaznałam rodzicielskiej miłości, ani nigdy nie miałam nikogo bliskiego. To trudne. A ty Kakashi, pamiętasz swoich rodziców?
- Mama odeszła gdy miałem dwa lata. Ojciec natomiast popełnił samobójstwo po tym jak wioska go odrzuciła…
- Dlaczego odrzuciła?
- Zamiast wypełnić misje postanowił uratować swoich towarzyszy. Wtedy w wiosce panowały inne reguły. Jako dziecko tego nie rozumiałem, jednak ktoś mi kiedyś uświadomił, że ci co nie wypełniają rozkazów to śmiecie, jednak ci którzy zostawiają swoich towarzyszy są od nich gorsi.
- Rozumiem… Wiesz, tak sobie myślę, że… chyba chciałabym poczuć rodzinne ciepło. Chciałabym pokochać to dziecko i wychować jak swoje własne.
- Ja tez tego chce. Jednak żeby to zrobić musielibyśmy razem zamieszkać…
- Nawet mogłabym to przeboleć, jednak jeżeli zbliżysz się choć na krok do mojego pokoju, albo spróbujesz czegoś zboczeńcu, to cię zabije!
- Spokojnie, spokojnie.
- W takim razie… gdzie zamieszkamy?
- Od śmierci mojego ojca nasz dom stoi pusty, a ja sam mieszkam w małym mieszkaniu. Możemy wysprzątać i lekko odnowić ten dom i tam zamieszkać.
- Samemu może sprawić tam to małe problemy.
- Cóż Jirayia-sama obiecał nam pomóc, więc niech się wykaże jako ojciec chrzestny i przygotuje dom dla chrześniaka. – powiedział Kakashi z uśmiechem, który był widoczny jedynie przez przymknięte oko.
- W takim razie chodźmy od razu obejrzeć ten dom! – krzyknęła z entuzjazmem Anko i łapiąc Kopiującego Ninja za rękę pociągnęła go przed siebie.
- Czekaj, to nie w te stronę!
Subskrybuj:
Posty (Atom)